czwartek, 31 października 2013

Mi się podoba ten miś, a Wam?

Dzisiaj będzie historia o misiu. Szycie zabawek-przytulanek to naprawdę fajna sprawa - co prawda wymaga nieco cierpliwości ale efekt wart jest czasu spędzonego przy szyciu. Jakiś czas temu prezentowałam tildowego królika, dzisiaj pora na misia.


Pomysł na misia pochodzi z książki, którą ostatnio sobie kupiłam. Książka nosi tytuł "Przytulne dekoracje", można ją nabyć w Empiku za całkiem rozsądną cenę a jej zawartość zachwyci każdego, kto lubi ręczne robótki.
Ja byłam pod wrażeniem pomysłów, jakie w niej znalazłam, sporo jeszcze czeka w kolejce do zrobienia. Każdy pomysł opatrzony jest szablonami bardzo pomocnymi w wykonywaniu dekoracji.



Kolejną propozycją, którą na pewno zrealizuję w najbliższym czasie będą kapcie domowe:


Ale wracając do misia - efekt końcowy zaskoczył nawet mnie, no misiak jest naprawdę piękny!!!
Nie jest typowo "tildowy" czyli nie ma potwornie chudych kończyn i niewyraźnej minki.

Pierwszy raz wykonałam przytulankę, która ma ruszające się ręce i nogi:) No nie da się ukryć, że jestem nim zachwycona:) Przytulanka jeszcze nie ma ubrania, ale w najbliższym czasie coś zaimprowizuję:)





Ręce i nogi przymocowane przy udziale guzików:)

poniedziałek, 28 października 2013

Trzymaj mnie za słowo;)

Mojej najwierniejszej czytelniczce obiecałam posta i nie wypada mi być gołosłowną.
Zdjęcia zrobione z samego rana czekają tylko na kilka słów komentarza i tyle - niby nic wielkiego a jednak jakoś ciężko się zebrać w sobie. Dzisiaj mały reportaż z tego co u nas słychać.

Mimo pięknej pogody panującej od jakiegoś czasu w Polsce niestety nie obyło się bez zmiany dekoracji w naszej beczce - chryzantemy uległy przygruntowym przymrozkom i zupełnie straciły swoją dekoracyjną formę. Zostały zastąpione bratkami, które powinny spokojnie doczekać maja:)


W domu też kilka nowych roślinek. W kąciku telewizyjnym mam już od jakiegoś czasu wrzosa w wiklinowym koszyku, jest naprawdę ładny i baardzo wytrzymały:)



Natomiast w sobotę dostałam w prezencie cudownego, pięknego storczyka. Na razie stanął na stole, żebym mogła na niego zerkać przy każdej okazji:)


Ja natomiast skończyłam nareszcie przybornik na łóżeczko, który już zawisł na swoim miejscu.
Ma cztery pojemne kieszonki i myślę, że to wystarczy na podręczne akcesoria, zwłaszcza, że maluch będzie miał swój pokój, gdzie zamierzam trzymać wszystkie jego rzeczy.

W sypialni ma być tylko to, co będzie potrzebne do awaryjnego / szybkiego / nocnego przewinięcia bobasa.
Przynajmniej taki mam plan;)



W kolejce do skończenia czeka ochraniacz na szczebelki:)

środa, 23 października 2013

Zmiany, zmiany, zmiany...

Tak jak już wspominałam jakiś czas temu, szykują się u nas w domu wielkie zmiany i dzisiaj mała relacja z przygotowań do tego ważnego dnia:) Głównym elementem przygotowań był zupełnie nowy dla nas mebel - dziecięce łóżeczko. Mebel wymagał trochę pracy, gdyż jest to już prawie zabytek mający co najmniej 40 lat a ostatnim jego użytkownikiem była siostra mojego męża, która już niedługo skończy 19 lat;)
Łóżeczko czekało na kolejnego bobasa i już niedługo będzie miało nowego lokatora.


Ale zanim mebelek stanął w naszej sypialni, przeszedł małą metamorfozę, żałuję, ze nie zrobiłam zdjęcia przed remontem. Łóżeczko było lakierowane i miało dość ciemny kolor, ja postanowiłam przemalować je na kremowo.
Po umyciu i lekkim przeszlifowaniu papierem ściernym naniosłam kilka warstw wodorozcieńczalnej farby akrylowej w kolorze "wanilia" (firmy Śnieżka).
Mebelek nabrał pięknego, nowego koloru.

Jednak łóżeczko nie miało odpowiedniego spodu pod materac, ten, który był w zestawie dało się zamontować tylko na samym dole co nie byłoby zbyt wygodne przy noworodku. 
Mąż został zmobilizowany do wykonania nowego spodu, ja go pomalowałam i stelaż łóżeczka był gotowy.

Zostało zorganizować materacyk. W zestawie był stary materac piankowy, ale biorąc pod uwagę fakt, że ostatnie naście lat spędził w piwnicy, nie było mowy o jego użyciu.
Zorganizowanie nowego materaca nie było takie proste, ponieważ łóżeczko ma nietypowy wymiar 55x102cm:)
Ostatecznie kupiliśmy materacyk kokos-pianka-gryka w standardowym wymiarze 60x120cm i własnymi rękoma przystosowałam go do odpowiedniej wielkości. Trochę pracy mnie to kosztowało, szczególnie zmniejszenie warstwy "gryczanej" oraz wypruwanie i powtórne wszywanie zamków do dwóch pokrowców, które materacyk posiada...
Warstwa kokosowa i piankowa poszła gładko i materacyk był gotowy.

W poniedziałek zrobiliśmy "przymiarkę" i okazało się, że sypialnia była jednak projektowana dla rodziny z dzieckiem;) Zupełnie nie spodziewałam się, że łóżeczko zmieści się koło naszego łóżka a jednk się zmieściło. Idealne okazały się nietypowe wymiary, bo weszło na styk. Gdyby było 5 cm szersze to niestety szuflada szafki nocnej by się nie otwierała...


Na bobasa czeka już patchworkowy rożek i bawełniany kocyk. Reszta wyprawki w trakcie kompletowania. W najbliższych dniach planuję przygotować ochraniacze na szczebelki i kilka innych akcesoriów, jak tylko skończę to na pewno zaprezentuję tutaj:)



Dzisiaj z rana uszyłam dwie poszewki na jaśki bo jakoś nie miałam żadnych pasujących do tej pościeli:




Trochę przydługawy post mi wyszedł, na koniec jeszcze migawka z całkiem skończonego domku.
Dla niewtajemniczonych: ostatnie brakujące ogniwo to był cokół, teraz już na swoim miejscu, oczywiście zasługa męża:):)



wtorek, 22 października 2013

Komplet dla bobasa czyli personalizowana kołderka

 Jakiś czas temu postanowiłam, że nie będę szyć nic na specjalne zamówienie bo jest to zadanie dość stresujące. Nigdy nie wiadomo, czy efekt końcowy spodoba się osobie zamawiającej ponieważ każdy z nas ma nieco inny gust i może się okazać, że jakiś szczegół, na który ja nie zwrócę uwagi okaze się nie do zaakceptowania przez kogoś innego. Biorąc pod uwagę fakt, że wyroby patchworkowe składają się z wielu wzorów materiału i wielu szczegółów, ryzyko ewentualnego niezadowolenia jest jeszcze większe.
Ale jako że postanowienie owo było podjęte już jakiś czas temu to w międzyczasie straciło na znaczeniu i ostatnio zgodziłam się na na pewne patchworkowe wyzwanie:) 

Za zadanie miałam uszyć kołderkę, poszewkę na podusię oraz zabawkę z metkami dla chłopca, który juz niedługo przyjdzie na Świat.

Efekt końcowy bardzo mi się podoba, mam nadzieję, że adresat przesyłki też będzie zadowolony:) A oto kilka poglądowych zdjęć:

Kołderka uszyta jest z kwadratów 15x15cm z bawełnianego płótna, natomiast ramka i spód są z białej awełnianej flaneli. Kołderka ma wymiary 90x120cm, w środku wypełniona 3 warstwami poliestrowej ociepliny.






Literki są przyszyte ręcznie co sprawia, że szew nie jest widoczny na lewej stronie kołderki.


Poszewka na podusię 40x60 cm, wiązana na troczki, z jednej strony ma wszyte metki lubiane przez dzieci:)





Zabawka z metkami: z jednej strony imię dziecka, z drugiej żaglówka z szeleszczącym żaglem:)





czwartek, 19 września 2013

Stare ale jare:)

To, że od dziecka pałałam miłością do rzeczy starych, nigdy nie było tajemnicą. Szczytem marzeń było dla mnie oczywiście zamieszkanie w "starej chałpie". Do dzisiaj co jakiś czas pomysł ten wraca do mnie jak bumerang no i kto wie, może jeszcze kiedyś uda mi się to marzenie zrealizować  - chociażby w części:) Szczególnie, że jakiś czas temu mój mąż też złapał bakcyla i z coraz większym sentymentem spogląda na przedmioty z historią.

A zaczęło się niewinnie - będąc na wakacjach w Ustce odwiedziliśmy dwa muzea-skanseny na Pomorzu: jeden w miejscowości Swołowo a drugi w Klukach. Każdemu, kto będzie spędzał wakacje w okolicach Dąbek, Ustki czy Łeby z całego serca polecam wizytę w co najmniej jednym w tych miejsc.

Muzeum Kultury Ludowej Pomorza w Swołowie zostało otwarte zaledwie kilka lat temu a wystawa przygotowana jest zgodnie ze współczesnymi standardami muzealnictwa, zawiera mnóstwo multimedialnych elementów i jest naprawdę ciekawa. Oto wygląd jednej z zagród z zewnątrz (pogoda jak widać nie dopisywała w ten dzień i to nas zmobilizowało do wyjazdu na "wycieczkę"). Wszystkie budynki wchodzące w skład zagrody są bogato wyposażone w eksponaty z epoki: wrażenie robi olbrzymia stodoła z maszynami do uprawy ziemi i młócenia zboża.


Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach ma znacznie dłuższa tradycję i nieco inną formę. Złożone jest z kilkunastu zabudowań wiejskich: część z nich zawiera wystawę opisującą historię tamtejszych terenów oraz ludzi je zamieszkujących czyli Słowian natomiast druga część to budynki zawierające oryginalne wyposażenie słowińskich domów z ostatnich 200 lat.



Na fali fascynacji tym, jak żyli ludzie jeszcze kilkadziesiąt lat temu mój mąż po powrocie z urlopu postanowił zaaranżować wycieczkę w rodzinne strony swojej babci aby odwiedzić dom, z którego babcia pochodzi. Z dzieciństwa pamiętał, że wiele elementów wyposażenia, kóre widzieliśmy w skansenach było także używanych w rodzinnym domu babci i chcieliśmy zweryfikować, czy pamięć go nie myli. 

Wycieczka była naprawdę udana a efektem wycieczki był pomysł na przystosowanie starej, dębowej beczki znalezionej w stodole przy domu rodzinnym babci na pojemnik na kwiaty. 

Beczka przeszła fachową renowację: wszystkie jej elementy zostały rozłożone, metalowe obręcze zostały wyczyszczone z rdzy i kurzu a dębowe klepki wytarte z kurzu i pajęczyn. Po ponownym złożeniu beczki jej środek i spód został zabezpieczony przed wodą 'Abizolem', obręcze pomalowane na czarno a klepki z zewnątrz pokryte bezbarwną lazurą. 


Środek wypełniliśmy keramzytem następnie włożyliśmy dwie warstwy włókniny i wsypaliśmy ziemię. Aktualnie beczkę zdobi piękna jesienna kompozycja, ale nasadzenia pewnie będą zmieniały się w zależności od pory roku:)







Uważnym czytelnikom pewnie nie umknie nowy "element krajobrazu" widoczny na przedostatnim zdjęciu a mianowicie barierka na balkonie:) 

Jest drewniana i w 100% wykonana własnoręcznie przez mojego męża! Ciągle jestem pod wrażeniem efektu końcowego jego pracy.

wtorek, 17 września 2013

Nudzić się w domu? Niemożliwe!


Od pewnego czasu u mnie w życiu zachodzą powolne lecz drastyczne zmiany, których kulminacja przypadnie na połowę listopada:) No ale o tym w swoim czasie na pewno na blogu napiszę co nieco. Tymczasem powoli przyzwyczajam się do zupełnie nowej sytuacji a mianowicie od piątku nie chodzę do pracy. Jest to dla mnie spora zmiana bo od ponad 6 lat pracuję zawodowo na pełen etat a i wcześniej, jeszcze w czasie studiów, co nieco do pracy chodziłam.
Tak czy inaczej - jestem w domu i odpoczywam.

Na szczęście ilość moich zainteresowań nie pozwala mi się nudzić:) A każdy wie, że nic tak nie odpręża i nie relaksuje, jak oddanie się swoim hobby. Moje pasje na szczęście nie niosą ze soba żadnego ryzyka dla zdrowia więc mogę codzienne sprawiać sobie jakąś mała przyjemność. A poniżej szybka foto-relacja z dzisiejszych dokonań:)

Już od kilku dni chodził za mną pomysł uszycia poszewek na podusie z dwóch materiałów: jeden jest gładki beżowy a drugi jest w drobne biało-brązowe paseczki. Do tego miałam przygotowaną bawełnianą koronkę w kolorze kremowym. Wczoraj przycięłam materiały do odpowiednich wymiarów a dzisiaj od samego rana zabrałam się za szycie. Efekt spełnił 100% moich oczekiwań:)






Ostatnio największym problemem przy szyciu poszewek okazują się guziki a w zasadzie ich brak. Zużyłam już prawie całe swoje zapasy dlatego te podusie mają oryginalne guziki - każdy z innej parafi;) Ale moim zdaniem nadaje im to szczególnego charakteru:) Tym bardziej, że każdy z guzików jest baardzo ładny:)



Przed południem poszewki były już gotowe i wyprasowane:) Nie zdążyłam jednak nawet pomysleć nad tym,  czym by się następnie zająć bo zadzwoniła moja siostra z pytaniem, czy nie dałabym rady uszyć dla mojego siostrzeńca śliniaków. Okazało się, że do żłobka trzeba dla każdego dziecka przynieść kilka sztuk śliniaków i potrzebne są na jutro. 
Tym sposobem dostałam zupełnie nowe wyzwanie. A każdy wie, że nic tak dobrze nie wpływa na pracownika korporacji na urlopie jak wyzwania!

Zapasów różnych materiałów u mnie w domu mnóstwo bo swojego czasu zostałam bardzo hojnie obdarowana przez babcię mojego męża a kilka dni później przez teściową mojej siostry. Z jednego zestawu wyszperałam białą flanelę w niebieską kratkę, z drugiego niebieski frotowy jersey i zabrałam się do pracy:)



Sliniaki zostały zaopatrzone w chłopięce aplikacje:) 




I tak oto minął cały roboczy dzień. I niech mi ktoś powie, że w domu trzeba się nudzić;)