czwartek, 19 września 2013

Stare ale jare:)

To, że od dziecka pałałam miłością do rzeczy starych, nigdy nie było tajemnicą. Szczytem marzeń było dla mnie oczywiście zamieszkanie w "starej chałpie". Do dzisiaj co jakiś czas pomysł ten wraca do mnie jak bumerang no i kto wie, może jeszcze kiedyś uda mi się to marzenie zrealizować  - chociażby w części:) Szczególnie, że jakiś czas temu mój mąż też złapał bakcyla i z coraz większym sentymentem spogląda na przedmioty z historią.

A zaczęło się niewinnie - będąc na wakacjach w Ustce odwiedziliśmy dwa muzea-skanseny na Pomorzu: jeden w miejscowości Swołowo a drugi w Klukach. Każdemu, kto będzie spędzał wakacje w okolicach Dąbek, Ustki czy Łeby z całego serca polecam wizytę w co najmniej jednym w tych miejsc.

Muzeum Kultury Ludowej Pomorza w Swołowie zostało otwarte zaledwie kilka lat temu a wystawa przygotowana jest zgodnie ze współczesnymi standardami muzealnictwa, zawiera mnóstwo multimedialnych elementów i jest naprawdę ciekawa. Oto wygląd jednej z zagród z zewnątrz (pogoda jak widać nie dopisywała w ten dzień i to nas zmobilizowało do wyjazdu na "wycieczkę"). Wszystkie budynki wchodzące w skład zagrody są bogato wyposażone w eksponaty z epoki: wrażenie robi olbrzymia stodoła z maszynami do uprawy ziemi i młócenia zboża.


Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach ma znacznie dłuższa tradycję i nieco inną formę. Złożone jest z kilkunastu zabudowań wiejskich: część z nich zawiera wystawę opisującą historię tamtejszych terenów oraz ludzi je zamieszkujących czyli Słowian natomiast druga część to budynki zawierające oryginalne wyposażenie słowińskich domów z ostatnich 200 lat.



Na fali fascynacji tym, jak żyli ludzie jeszcze kilkadziesiąt lat temu mój mąż po powrocie z urlopu postanowił zaaranżować wycieczkę w rodzinne strony swojej babci aby odwiedzić dom, z którego babcia pochodzi. Z dzieciństwa pamiętał, że wiele elementów wyposażenia, kóre widzieliśmy w skansenach było także używanych w rodzinnym domu babci i chcieliśmy zweryfikować, czy pamięć go nie myli. 

Wycieczka była naprawdę udana a efektem wycieczki był pomysł na przystosowanie starej, dębowej beczki znalezionej w stodole przy domu rodzinnym babci na pojemnik na kwiaty. 

Beczka przeszła fachową renowację: wszystkie jej elementy zostały rozłożone, metalowe obręcze zostały wyczyszczone z rdzy i kurzu a dębowe klepki wytarte z kurzu i pajęczyn. Po ponownym złożeniu beczki jej środek i spód został zabezpieczony przed wodą 'Abizolem', obręcze pomalowane na czarno a klepki z zewnątrz pokryte bezbarwną lazurą. 


Środek wypełniliśmy keramzytem następnie włożyliśmy dwie warstwy włókniny i wsypaliśmy ziemię. Aktualnie beczkę zdobi piękna jesienna kompozycja, ale nasadzenia pewnie będą zmieniały się w zależności od pory roku:)







Uważnym czytelnikom pewnie nie umknie nowy "element krajobrazu" widoczny na przedostatnim zdjęciu a mianowicie barierka na balkonie:) 

Jest drewniana i w 100% wykonana własnoręcznie przez mojego męża! Ciągle jestem pod wrażeniem efektu końcowego jego pracy.

wtorek, 17 września 2013

Nudzić się w domu? Niemożliwe!


Od pewnego czasu u mnie w życiu zachodzą powolne lecz drastyczne zmiany, których kulminacja przypadnie na połowę listopada:) No ale o tym w swoim czasie na pewno na blogu napiszę co nieco. Tymczasem powoli przyzwyczajam się do zupełnie nowej sytuacji a mianowicie od piątku nie chodzę do pracy. Jest to dla mnie spora zmiana bo od ponad 6 lat pracuję zawodowo na pełen etat a i wcześniej, jeszcze w czasie studiów, co nieco do pracy chodziłam.
Tak czy inaczej - jestem w domu i odpoczywam.

Na szczęście ilość moich zainteresowań nie pozwala mi się nudzić:) A każdy wie, że nic tak nie odpręża i nie relaksuje, jak oddanie się swoim hobby. Moje pasje na szczęście nie niosą ze soba żadnego ryzyka dla zdrowia więc mogę codzienne sprawiać sobie jakąś mała przyjemność. A poniżej szybka foto-relacja z dzisiejszych dokonań:)

Już od kilku dni chodził za mną pomysł uszycia poszewek na podusie z dwóch materiałów: jeden jest gładki beżowy a drugi jest w drobne biało-brązowe paseczki. Do tego miałam przygotowaną bawełnianą koronkę w kolorze kremowym. Wczoraj przycięłam materiały do odpowiednich wymiarów a dzisiaj od samego rana zabrałam się za szycie. Efekt spełnił 100% moich oczekiwań:)






Ostatnio największym problemem przy szyciu poszewek okazują się guziki a w zasadzie ich brak. Zużyłam już prawie całe swoje zapasy dlatego te podusie mają oryginalne guziki - każdy z innej parafi;) Ale moim zdaniem nadaje im to szczególnego charakteru:) Tym bardziej, że każdy z guzików jest baardzo ładny:)



Przed południem poszewki były już gotowe i wyprasowane:) Nie zdążyłam jednak nawet pomysleć nad tym,  czym by się następnie zająć bo zadzwoniła moja siostra z pytaniem, czy nie dałabym rady uszyć dla mojego siostrzeńca śliniaków. Okazało się, że do żłobka trzeba dla każdego dziecka przynieść kilka sztuk śliniaków i potrzebne są na jutro. 
Tym sposobem dostałam zupełnie nowe wyzwanie. A każdy wie, że nic tak dobrze nie wpływa na pracownika korporacji na urlopie jak wyzwania!

Zapasów różnych materiałów u mnie w domu mnóstwo bo swojego czasu zostałam bardzo hojnie obdarowana przez babcię mojego męża a kilka dni później przez teściową mojej siostry. Z jednego zestawu wyszperałam białą flanelę w niebieską kratkę, z drugiego niebieski frotowy jersey i zabrałam się do pracy:)



Sliniaki zostały zaopatrzone w chłopięce aplikacje:) 




I tak oto minął cały roboczy dzień. I niech mi ktoś powie, że w domu trzeba się nudzić;)

niedziela, 1 września 2013

Patchworkowej przygody ciąg dalszy

Szycie patchworków to jedna z moich ulubionych rozrywek. Proces tworzenia patchworkowych elementów jest w stanie pochłonąc mnie bez reszty mimo, że wymaga ogromnej cierpliwości i dokładności a z rzeczy materialnych - sporego zapasu igieł do maszyny. Szczególnie jeśli zamierzamy pikować nasze dzieło 'lotem trzmiela'. Moje doświadczenia z tym stylem pikowania kołderek najlepiej określa stwierdzenie 'mieszane uczucia': od początku prac nad patchwokiem nie mogę doczekać się momentu, kiedy będę mogła zacząć pikować kołderkę a gdy już przychodzi ta chwila i po zrobieniu dosłownie kilku 'esów-floresów' łamię dwie igły, jedyne co jestem w stanie z siebie wydobyć to niezbyt przyzwoitą wiązankę słów, która z pewnością nie nadaje się do przytoczenia. Mój mąż drzemiący na kanapie w drugim końcu domu od razu jest w stanie zgadnąć co się dzieje. Taka patchworkowa przypadłość;)
Biorąc pod uwagę to, że sezon ślubno-weselny powoli się kończy i zamówień na weselne akcesoria jest coraz mniej, mam trochę czasu na powrót do maszyny. Zaopatrzona w spore zapasy różnych bawełnianych materiałów zabrałam sie do patchworkowej pracy. Tak jak obiecałam, zamieszczam zdjęcia pierwszego w tym sezonie dzieła - mały kocyk/rożek/kocyk do wózka dla bobasa: ma wymiary 80x80cm. 
Cały jest wykonany z bawełny: górna warstwa to bawełniane płótno, środek wykonany z oryginalnego, bawełnianego wypełnienia do patchworków (takiego, jakie można zobaczyć tutaj), spodnia warstwa z bawełnianej flaneli. Całość obszyta bawełnianą lamówką.